11 sty 2014

#1 Kartka

Kilka miesięcy temu, między kartami jednej z książek, znalazłam dwie pojedyncze kartki. Jedna z nich zapisana była na pół strony. Druga - pusta. Bez trudu rozpoznałam swoje zapiski poczynione długopisem z czarnym wkładem. Do dziś lubię pisać na czarno. Znalezisko było zaskakujące, tak samo jak fragment tekstu, który te kilka lat temu napisałam.


To był lipiec 2010, choć w pierwszej chwili, gdy próbowałam pomaszerować w pamięci do tamtych dni, miałam wrażenie, że rzecz się działa w 2009 roku. Szybko się zorientowałam, że faktycznie wspominane wydarzenie miało miejsce rok później. Podróżowałam wtedy pociągiem z dobrą kumpelą pod polsko-ukraińską granicę na festiwal, a ściśle na jeden koncert grany w ramach tego eventu. W przedziale siedziało z nami starsze małżeństwo, z imponującym stażem wspólnego pożycia. Jechali znad morza już kilka godzin i dopiero po pewnym czasie nawiązaliśmy dialog.
Ona - kobieta z klasą, nieco zdystansowana i elegancka, on - o bystrym spojrzeniu, ochoczo zagajał dwie młode studentki rozmową. Widziałam, jak wzajemnie na siebie patrzyli i byłam prawdziwie zachwycona. Choć w podeszłym wieku, to uczuciem jakim się darzyli mogliby obdzielić niejedną parę zakochanych nastolatków czy narzeczonych. On, podczas tej sympatycznej wymiany zdań, akcentował mocno potrzebę kształcenia się, czego ani przez moment nie odebrałam jako próby umoralniania nas - jako przedstawicielek młodego pokolenia Polaków. Żadnych myśli w rodzaju "ok dziadku, spoko, masz rację, ale przestań pier..., no, znaczy się mędrkować, jesteśmy po sesji i jedziemy na dobry koncert i myślimy raczej o melanżu, aniżeli o nauce. Dlatego twoje życiowe mądrości są nam w tej chwili tak potrzebne jak kanar w nocnym autobusie". Długo zresztą myślałam jeszcze później o spotkanej dwójce, by potem o nich zapomnieć. Niespodziewanie odnaleziona w książce kartka znów mi o nich przypomniała.

Wróćmy jednak do rzeczonej kartki papieru, którą to w pociągu, przed niespełna czterema laty, wcisnęłam do zbioru opowiadań opublikowanych w książce "Nie pytaj o Polskę".
Pierwsze linijki zawierały zapiski dotyczące... zarobionych pieniędzy przy rwaniu wiśni. Całe 110 zł w 3 dni! :) Część z tej sumy przeznaczyłam na zakup, o ile mnie pamięć nie myli, dwóch wydawnictw Te-Trisa - "Naturalnie" i "Dwuznacznie". Pierwszy z nich to minialbum, wydany jeszcze jako nielegal.

Kolejne wersy to już typowe rozkminy na tematy, nazwijmy je damsko-męskimi. Jakiś czas wcześniej, od kilku lat i z nielicznymi przerwami, podkochiwałam się w pewnym osobniku. Wiecie, pierwsza nieszczęśliwa, nastoletnia miłość, która przeciągnęła się nieoczekiwanie w kilka lat. Wtedy, w 2010 roku teoretycznie miałam go już "za sobą", choć fakt, że był związany z moją wieloletnią znajomą sprawił, że na nowo zaczęłam o nim myśleć. Niezbyt rozsądne, prawda? Przelałam więc swoje myśli na papier, poświęcając mojej niezrozumiałej relacji ja-on nie wiem już którą stronicę. Wydźwięk tych kilku zdań był niespecjalnie radosny, raczej dobijający.
Miała go inna i w tamtej chwili był to swego rodzaju cios, może nie taki po którym pada się na deski, ale po którym na pewno boli głowa i zamroczenie na kilka sekund sprawia, że niemal tracisz przytomność.

Dziś wiem, że niezupełnie miałam rację tak oceniając tamtą sytuację, ale to już jest bez większego znaczenia. Na szczęście.


Ostatnie dwa zdania zanotowane na kartce brzmiały "Potrzebowałam i potrzebuję bliskości, jak każda dziewczyna. To naturalne, nawet gdy nie mówię o tym głośno".
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zupełnie jakbym wymyśliła to wczoraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz